Moroccanoil – mój test olejku do włosów
Hej dziewczyny!
Całe wieki czekałam na to, żeby w końcu przetestować Moroccanoil, czyli „olejek gwiazd Hollywood” wyszłam z założenia, że skoro taki gwiazdorski, to musi działać rewelacyjnie na włosy i w ogóle, że to nie lada gratka, prestiż i jakaś nieziemska kuracja do stylizacji i odżywiania włosów.
Na stronie producenta nie ma składu produktów, więc mylnie odniosłam wrażenie, ze Moroccanoil nadaje się do nakładania na skórę głowy. Niestety „położyłam uszy po sobie”, gdy olejek do mnie przyszedł i zobaczyłam skład. Bynajmniej nie gwiazdorski. Silikony, silikony, silikony, czyli dobrze wszystkim włosomaniaczkom znane cyclomethicone i dimethicone – dwa lotne silikony, które co prawda ulatniają się z włosów, oraz ułatwiają substancjom pielęgnacyjnym wnikanie do wnętrza włosa, ale zanim znikną z powierzchni kosmyków, mija około 6-8 godzin. W tym czasie silikony urządzają sobie zbrodniczy proceder na naszych włosach, wysuszając, niszcząc i dokonując ogólnie pojętej dewastacji. Syntetyczny barwnik CI 26100 to tzw. barwnik azowy, który w częstym kontakcie ze skórą wytwarza rakotwórcze aminy aromatyczne.
Naprawdę.
Rakotwórcze aminy.
Przestałam żałować, że Moroccanoil nie nadaje się na skórę głowy. Wolałabym nie wytwarzać rakotwórczych aminów.
Moja przyjaciółka – studentka chemii co prawda uspokaja mnie, ze zapewne takie nikłe ilości, jakie znajdują się w produkcie, nie zaszkodzą w żadnym razie ani skórze, ani włosom, ani – finalnie – mi. Ja jednak poczułam lekki zawód, no bo jak to: taki exclusive. A ma takie niefajne rzeczy w składzie.
Pomyślałam: no ok, wielka szkoda, że taki zacny skład olejków (arganowy i lniany) pływa w zupce z silikonów i że nijak pasuje na skalp, ale zapewne będzie dobrą odżywką bez spłukiwania, która kondycjonuje i wygładza włosy.
Działanie na włosy:
Tutaj muszę zwrócić honor twórcom Moroccanoil, ponieważ olejek nałożony na wilgotne włosy naprawdę świetnie je dyscyplinuje i wygładza, pozostawiając pasma pełne elastyczności i dbając o odpowiedni stopień nawilżenia. Muszę przyznać, że lubię go w takiej (i tylko takiej) wersji. Włosy są tak ładne po wysuszeniu, że kładę go na głowę z premedytacją, starając się nie myśleć o tym zdradzieckim barwniku.
Olejki z całą pewnością spełniają swoją, dobroczynną funkcję zabezpieczając, ochraniając i odżywiając włosy, dzięki czemu niestraszne in powietrze z mojej (nienależącej do zbyt przyjaznych włosom) suszarki. Olejek lniany jest rewelacyjny do odżywiania nawet wyjątkowo suchych włosów, zaś arganowy stanowi doskonałe zabezpieczenie przed wysokimi oraz niskimi temperaturami.
Podsumowując:
Moroccanoil to idealna substancja wygładzająca i stylizująca włosy, nadająca im blasku i korzystnego wyglądu, a wszystko za ciężką kasę.
Tak mogę (niestety) określić Moroccanoil. Myślałam jeszcze przez moment, żeby wypróbować innej wersji, czyi Moroccanoil Light (może nie miałby tych silikonów i okrutnego barwnika?). Okazało się, że skład wersji dla włosów delikatnych jest IDENTYCZNY.
Po tym odkryciu nie wiem tak naprawdę, co mam myśleć o Moroccanoil, więc wolę nie myśleć nic.
Nigdy już.
OK: chyba że wydadzą coś naprawdę oszałamiającego.
Dodaj komentarz